Aktualności, Dęblin

Byłym urzędniczkom grozi 10 lat więzienia

Opublikowano 30 listopada 2018, autor:

Obie nie przyznały się do winy i odmówiły składania wyjaśnień

Proces Grażyny M. i Magdaleny T. nabiera tempa. Byłe urzędniczki są oskarżone o  niekorzystne rozporządzanie publicznymi pieniędzmi, poświadczenie nieprawdy na fakturach i działanie w porozumieniu na niekorzyść urzędu miasta. Kobiety miały dysponować nieprawidłowo pieniędzmi przeznaczonymi na zakupy spożywcze do dwóch świetlic środowiskowych.

W ubiegłą środę odbyła się najdłuższa, jak do tej pory, rozprawa. Trwała dwie godziny. Podczas posiedzenia w Sądzie Rejonowym w Rykach obie oskarżone odmówiły składania wyjaśnień oraz odpowiedzi na pytania. Po odczytaniu aktu oskarżenia nie przyznały się do winy.

Sędzia Ewa Kościuk odczytała zeznania i wyjaśnienia kobiet, które te złożyły w prokuraturze. Z nich wyłania się obraz całego procederu, do jakiego miały dopuścić się była wiceburmistrz Dęblina oraz zastępczyni kierownika Ośrodka Pomocy Społecznej.

Zarzuty dotyczą okresu od stycznia 2013 do końca 2014 roku. 27 lipca 2016 roku zawiadomienie do prokuratury o możliwych nadużyciach złożyła burmistrz Beata Siedlecka

Mięso w urzędowej lodówce

 

Największe wątpliwości śledczych wzbudziły zakupy dużych ilości mięsa. Według faktur, jakie zostały dołączone do akt sprawy wiemy, co dokładnie było kupowane. Same wędliny, kiełbasy czy boczek na tle pozostałych produktów nie wydają się już być tak szokujące. Dziwią takie pozycje, jak grillowana golonka, żeberka z grilla czy różne rodzaje mięsa wołowego. Są także drogie słodycze: Rafaello, praliny Lindt, Kinder Bueno, czy ciasta kupowane na kilogramy. Tylko w styczniu 2013 roku urząd miasta otrzymał fakturę do zapłaty za blisko 90 kg owoców. Głównie winogrona białe, granaty, kiwi czy banany. Świadkowie, którzy zostali przesłuchani w sprawie zaprzeczają, żeby cokolwiek z tych zakupów trafiało do świetlic. Z dokumentów śledztwa wynika, że to dzieci i młodzież przynosiła produkty z domów, kiedy robiły coś do jedzenia np. naleśniki czy gofry. Natomiast wędlinę, chleb czy pasztet na kanapki miały kupować w niewielkich ilościach wychowawczynie świetlic.

W toku śledztwa urzędniczki zeznały, że z mięsa, które kupowały „na ratusz”, były gotowane zupy w dwóch dęblińskich szkołach  – nr 2 i 5 i przywożone na imprezy świetlicowe. Pisma z tych placówek nie pozostawiają wątpliwości, że tak nie było.

Grażyna M. oskarżona jest dodatkowo o przywłaszczenie bonu (prezent od Fundacji Muszkieterów) o wartości 3,5 tys. zł na zakupy w markecie Intermarche.

 

Kasa wypływała z urzędu

Warto wspomnieć o roli Polskiego Czerwonego Krzyża w całym zamieszaniu. Z końcem grudnia 2011 roku PCK przestał finansować działalność świetlic. Już 9 stycznia 2012 organizacja otrzymała z urzędu pismo, że to ratusz przejmie prowadzenie placówek wraz z ich finansowaniem. Dokument podpisała Grażyna M. Miesiąc później upoważniła T. do robienia zakupów na rzecz świetlic. Początkowy budżet wynosił 500 zł na jedną placówkę. Później kwota została zwiększona do 550 zł. Od 1 września 2013 do końca 2015 roku PCK ponownie przejęło opiekę nad świetlicami. Na mocy porozumienia z ratuszem organizacja finansowała wędliny, pieczywo, owoce, czy napoje. Jasne więc było, że nie ma potrzeby wydawać miejskich pieniędzy na dodatkowe zakupy. Mimo to kasa z urzędu wypływała.

Jak zeznał jeden ze świadków, o porozumieniu z PCK nikt w urzędzie poza Grażyną M. miał nie wiedzieć. W momencie, kiedy było jasne że M. nie zostanie zastępcą nowej burmistrz Beaty Siedleckiej (listopad 2014), jeden z pracowników wydziału ds. obywatelskich miał być wezwany do jej gabinetu. M. miała wręczyć mu pismo – porozumienie urzędu z PCK mówiąc, że znalazła je u siebie. A to właśnie jednym z zadań tego wydziału był nadzór nad świetlicami.

 

Napisz komentarz »