Historia, Ludzie

Major Jan Hryniewicz miał w zwyczaju częstować rozmówców cukierkami

Opublikowano 08 kwietnia 2015, autor: opr. Łukasz Prusak

– Siedzę na słońcu, grzeję stare kości, wącham smród benzyny i słucham, jak mechaniki cholerami rzucają – zagadał do Zbigniewa Swobody major Jan Hryniewicz

Siedział właśnie pod hangarem na dęblińskim lotnisku. Był rok 1974. Swoboda poznał asa polskiego lotnictwa. Wcześniej dużo o nim czytał. Jako młodszy ukłonił się seniorowi i spytał o zdrowie. Hryniewicz, jak mówi Swoboda, miał w zwyczaju częstować swoich rozmówców cukierkami. Dla Swobody też miał jednego – Mimo swoich lat, a miał wówczas ponad 70, był bardzo rozmowny, uśmiechnięty, życzliwy – wspomina Zbigniew Swoboda, pilot w stanie spoczynku.

Zawierzył życie Matce Boskiej Ostrobramskiej

Jan Hryniewicz urodził się 22 stycznia 1902 r. w okolicach Wilna. Był absolwentem Gimnazjum im. Joachima Lelewela w Wilnie. W dzieciństwie przylgnął do niego pseudonim „Koteczek”. 21 czerwca 1923 r. zdał maturę. Jako dziecko życie swoje powierzył Matce Boskiej Ostrobramskiej. Karierę wojskową rozpoczął 1 września 1924 r. w Szkole Podchorążych w Warszawie. Rok później został przyjęty do Oficerskiej Szkoły Piechoty. 27 listopada 1925 r. rozpoczął przygodę z lotnictwem. Trafił do Oficerskiej Szkoły Lotnictwa w Grudziądzu. Tam został mianowany na stopień sierżanta podchorążego. Dalsze kwalifikacje podnosił od 3 stycznia 1927 r. w Dęblinie. Z niego wyleciał 19 września 1927 r. do 2 pułku lotniczego. Tam otrzymał pierwszą gwiazdkę oficerską. Było to 7 marca 1928 r. 14 lipca Hryniewicz został przeniesiony do nowo powstałego 5 pułku lotniczego. Tam dostał drugą gwiazdę oficerską. 1 listopada 1935 roku dosłużył się odznaki pilota I klasy. Z końcem marca 1936 r. uzyskał awans na stopień kapitana.

Sztandar Polskich Sił Powietrznych

Kiedy wybuchła II wojna światowa ewakuował się przez Rumunię i Francję do Wielkiej Brytanii. Jeszcze we Francji wpadł na pomysł ufundowania sztandaru Polskich Sił Powietrznych. W realizacji tego przedsięwzięcia pomagali mu dwaj podchorążowie: piloci Kazimierz Kraszewski i Zbigniew Wojda. Wykonali rysunki tego co zaplanował kapitan Hryniewicz. Ten drugi zaprojektował stronę sztandaru, na której znalazł się orzeł w koronie oraz słowa: „Bóg Honor Ojczyzna”. Na białych polach sztandaru znalazły się cztery lilie andegaweńskie królowej Jadwigi symbolizujące z chrztem Litwy i Francji. Kraszewski zajął się drugą stroną sztandaru. Umieścił tam wizerunek św. Teresy, patronki zwycięstwa i słowa: „Miłość żąda ofiar”. Na białych polach znalazła się odznaka pilota obserwatora dęblińskiej szkoły oraz lotnicza szachownica. Tajną pocztą na pokładzie samolotu rysunki trafiły do Sztokholmu a następnie, odpowiednio ukryte, do Wilna. Adresatem tej przesyłki była Zofia Wasilewska – Świdowa. To ona podjęła się organizacji wyhaftowania sztandaru w okupowanej Polsce. Nici i materiał sprowadzono z Berlina. Główne hafty wykonano w zakładach Św. Kazimierza przy ul. Mostowej, a pozostałe w klasztorze sióstr Bernardynek. Sztandar był gotów w maju 1940 r.

Latem w sanktuarium Matki Boskiej Ostrobramskiej został poświęcony. W bagażu polskiego oficera wywiadu rezydującego w Konsulacie Japonii dotarł do Londynu.

Przekazanie sztandaru lotnikom z Polskich Sił Powietrznych odbyło się w rocznicę bitwy pod Grunwaldem na lotnisku Swinderby. Sztandar kolejno rezydował w poszczególnych polskich dywizjonach. Podróż rozpoczął w 300. Dywizjonie Bombowym Ziemi Mazowieckiej, a zakończył w 318. Dywizjonie Myśliwsko – Rozpoznawczym Gdańskim.

Służba i powrót do Polski

Jan Hryniewicz służył wtedy w 309. Dywizjonie Myśliwsko – Rozpoznawczym Ziemi Czerwińskiej i 304. Dywizjonie Bombowym Ziemi Śląskiej. Pracował też w Dowództwie Sił Powietrznych. Był adiutantem generała Lucjana Żeligowskiego. To właśnie na jego ręce przekazał przybyły z Wilna sztandar. Jak opowiada Zbigniew Swoboda, gest ten nie podobał się generałowi Władysławowi Sikorskiemu. Obu wojskowych różniła wizja współpracy z ZSRR. Żeligowski był zwolennikiem zjednoczenia Słowian pod egidą Rosji.

Major Jan Hryniewicz wrócił do nowej Polski niedługo po wojnie. Mieszkał u siostry  w Środzie Śląskiej koło Wrocławia. Następnie przeprowadził się do Dęblina. Sprowadził go tu generał Józef Kowalski, ówczesny komendant „Szkoły Orląt”. – Generał miał dobre serce. Interesował się losem byłych lotników  – wspomina  Zbigniew Swoboda

Emerytura w Szkole Orląt

W 1979 r., decyzją komendanta Wyższej Szkoły Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju, majorowi Hryniewiczowi pozwolono na dożywotnie zamieszkanie na terenie szkoły. Jego mieszkanie znajdowało się w hotelu oficerskim. Do stałej opieki (pomocy) zostali oddelegowani dwaj podchorążowie. W czasie pobytu w na terenie szkoły Hryniewicz nie unikał spotkań z lotniczą młodzieżą. Został też awansowany na stopień podpułkownika. „Koteczek” zmarł w Dęblinie 26 lipca 1989 r. Został pochowany na miejscowym cmentarzu. W 2009 roku członkowie dęblińskiego oddziału Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa ufundowali nowy pomnik swojemu przyjacielowi.

Napisz komentarz »