Historia

Pocisk artyleryjski kosztował tyle co jedna krowa

Opublikowano 29 kwietnia 2015, autor: Łukasz Prusak

Obok pochodzącego ze Stężycy Aleksandra Komorowskiego we Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej w Pińsku służył również Józef Chyż z Garbowa

Do służby trafił w 1938 roku jako młody. 1 lutego 1939 roku został skierowany na kurs motorzystów. Ukończył go 30 kwietnia. We flotylli służył w trzecim dywizjonie bojowym pod dowództwem Bronisława Bończaka. Chyż operował na monitorze „Pińsk”. To ok. 50-metrowa łódź wyposażona w cztery karabiny maszynowe i trzy działa. Flotyllą dowodził komandor Witold Zajączkowski. Chyż tak go wspominał: – Znał się na wszystkim: na motorach, maszynach parowych i artylerii. Jego zastępcą był komandor porucznik Henryk Eibel

W Pińsku (dziś w Białorusi) stacjonowała piechota i marynarka wojenna. Żołnierze szkolili się cały czas. Latem na przykład były ćwiczenia artyleryjskie z prowadzenia ognia. Oficerowie artylerzyści wyjeżdżali kilkanaście kilometrów w głąb poligonu. Chyż jako motorzysta woził tam innych żołnierzy. – Dowódca podawał do jednostek cel. Proszę dać ognia nie pojedynczym działem, tylko całą jednostką w ten las. Potem patrzyliśmy, jak lecą pociski i wszystko płonie – wspominał Chyż. Opowiadał też, że nie wszyscy dobrze celowali. Żołnierze, którzy nie trafiali dostawali burę od kapitana Władysława Jasika. Zwykł on mawiać, że z każdym pociskiem leci krowa. Jeden pocisk kosztował 98 zł, czyli tyle ile przed wojną jedna krowa.

Kiedy wybuchła wojna marynarze otrzymali rozkaz ewakuacji przez Węgry i Rumunię. 17 września, po wkroczeniu Armii Czerwonej, wielu jednak dostało się do niewoli. Wcześniej dowództwo wydało rozkaz zatopienia jednostek. – Żal było patrzeć jak monitor „Pińsk” szedł na dno – wspominał Chyż.

Motocykle 125 - Jaki wybrać? Jaki kupić?
Napisz komentarz »