Historia

„Zastał Dęblin drewnianym, a zostawił murowanym”

Opublikowano 28 października 2015, autor: Łukasz Prusak

Był dla Szkoły Orląt tym, kim Kazimierz Wielki dla Polski. Generał Józef Kowalski wiedział, że bez zainteresowania rozwojem uczelni najważniejszych decydentów nie wiele może zrobić

Obowiązki komendanta objął w 1963 roku. Kierował uczelnią do 1980 roku. Kapitan Sławomir Orłowski w tekście pt. „Gospodarz Szkoły Orląt”, który ukazał się w 1993 roku w czasopiśmie „Wiraże” pisał o Kowalskim, jak o Kazimierzu Wielkim. Panowała opinia, że generał  „zastał Dęblin drewnianym, a zostawił murowanym.”

Kowalski był inicjatorem budowy: oddziału szkolenia, nowych akademików, stołówek, budynku oraz internatu liceum lotniczego. Do tego trzeba doliczyć hale sportowe, kryty basen oraz stadion z infrastrukturą towarzyszącą.

Zbigniew Swoboda, pilot w stanie spoczynku wspomina, że kiedy rozpoczęła się budowa pływalni podchorążowie i oficerowie własnymi rękami przy pomocy szpadli wykopali dół pod nieckę. Kowalski zadbał o to, aby w tym czasie w Dęblinie odbyła się narada komendantów szkół oficerskich. Przyjechał też wiceminister obrony odpowiedzialny za szkolnictwo. – A tu obywatelu generale kadra, rodziny, podchorążowie w niedzielę, w wolnym czasie w czynie społecznym wykopali dół pod nieckę. My już więcej sami nie zrobimy. A przecież nie zmarnujemy tej pracy – zagadnął Kowalski. Pieniądze na budowę basenu się znalazły.

To również za kadencji generała Kowalskiego na osiedlu Lotnisko powstała szkoła podstawowa. Dawny blask odzyskał zespół pałacowo parkowy, a aeroklub otrzymał siedzibę z prawdziwego zdarzenia z hangarem i modelarnią

Kowalski wiedział, że bez zainteresowania rozwojem uczelni najważniejszych decydentów w kraju nie wiele będzie mógł zrobić. Stąd też za jego kadencji szkołę wizytowało wiele krajowych i zagranicznych delegacji. – Przekształcił uczelnię w nowoczesną lotniczą placówkę naukową o światowej renomie – uważa płk Andrzej Majewski.

Niemoc francuskiego pilota

Kowalski uczynił wyłom w „żelaznej kurtynie” zapraszając do Dęblina przedstawicieli francuskiej szkoły lotniczej Salon de Provence. Nasi piloci złożyli im rewizytę. Podczas jednego z lotów nad francuskim niebem gen. Kowalski tak „przewiózł” francuskiego kolegę po fachu, że ten stracił przytomność podczas ewolucji, które wykonywał szef „Szkoły Orląt”. Udało im się bezpiecznie wylądować, ale Francuz nie był już w stanie wziąć udziały w wieczornym bankiecie. – Nagle podeszły do mnie dwie panie. Jedna wręczyła mi wiązankę róż od męża i oświadczyła w jego imieniu, że nigdy nie latał z tak doskonałym pilotem i przeprasza, że nie jest w stanie wziąć udziału w spotkaniu – wspominał po latach generał. We francuskiej prasie ukazały się wówczas pochlebne artykuły o jego podniebnym wyczynie. Mało kto potrafił kręcić takie „przewroty” i „pętle” pod dużym obciążeniem.

 Miłośnik brydża, mistrz za sterami

Sławomir Orłowski w swoim tekście wspominał ostatni lot generała. To był rok 1981. Przed frontem słuchaczy w listopadowe popołudnie wsiadł do „Iskry”. Wydawało się, że będzie to rutynowy lot. Generał miał w zwyczaju oblatywać lotniska związane ze szkołą: Radom, Nowe Miasto, Tomaszów Maz., Modlin i Białą Podlaską. Mijało już kilkadziesiąt minut lotu, kiedy nad Dęblin nadciągnęła zasłona ciemnych, śniegowych chmur. Nagle nad pasem startowym rozszalała się śnieżyca uniemożliwiająca lądowanie. Generał miał już w baku niewiele paliwa. Nie było szans, żeby odleciał na lotnisko zapasowe.

Ku zdumieniu wszystkich obserwatorów niebo nad Dęblinem na chwilę przejaśniło się i odsłoniło środek pasa startowego. W tym momencie Kowalski z mistrzowską precyzją posadził „Iskrę”.

W jednym z wywiadów generał wspominał najciekawsze loty. Był wtedy jeszcze dowódcą eskadry w Oleśnicy i został zaproszony na partyjkę brydża do majątku Nowy Dwór do jego dyrektora – przedwojennego podpułkownika. Miłą atmosferę zakłócił o 3.30 zastępca z powiadomieniem, że o 8. generał ma się stawić u komendanta Szkoły Lotniczej nr 5 w Radomiu. Po pewnym czasie Kukuruźnik pilotowany przez Kowalskiego wzbił się się w powietrze. – Porwała mnie fantazja. Poleciałem na majątek PGR dokonując potrójnego manewru nad fermą. Kilka kur nie przeżyło zderzenia z samolotem. Po 20 kilometrach mój pasażer przez nieuwagę włączył iskrownik (urządzenie do generowania iskier elektrycznych) i silnik przestał pracować. Ledwo zdążyłem pociągnąć drążek sterowy do siebie, a samolot już stał w wielkim łanie zboża – mówił Kowalski. Potem tłumaczył żartobliwie jednemu z radzieckich oficerów, którego spotkał w Radomiu, że trzeba było zlikwidować gołębie koło lotniska i wykosić tam trawę.

Od 1968 roku generał rozpoczął nowy cykl szkoleń personelu lotnictwa wojskowego. Na czteroletnich wyższych studiach zawodowych zaczęto kształcić pilotów – inżynierów, nawigatorów, latających i naziemnych. Uzupełnieniem systemu szkolenia było nawiązanie współpracy z lubelskim UMCS-em oraz rembertowską Akademii Sztabu Generalnego.

Uczestnik Powstania Warszawskiego

Urodził się 4 marca 1925 roku w Zygmuntowie koło Sochaczewa. W dorosłe życie wszedł wraz z wybuchem II wojny światowej. Bił się z hitlerowcami jako żołnierz Gwardii Ludowej. Trzykrotnie aresztowany i wywożony na roboty do Niemiec. Brał udział w Powstaniu Warszawskim. Latem 1946 roku wstąpił do Wojska Polskiego od początku wiążąc się z lotnictwem. Służbę rozpoczął w 3 pułku lotnictwa myśliwskiego. Po pewnym czasie został skierowany do Dęblina, z którym potem związał się na dobre. Oficerską Szkołę Lotniczą zakończył w 1949 i pozostał w niej jako instruktor młodych kadr lotniczych. Przeszedł wszystkie szczeble dowodzenia. Od dowódcy eskadry do komendanta uczelni.

Napisz komentarz »