na sygnale

Mieszkańcy: Na ul. 1-ego Maja auta lądują w rowie

Opublikowano 19 lipca 2016, autor: Magdalena Grzelak

Nieoznakowany łuk na ulicy w Dęblinie jest zmorą kierowców. Zarządca drogi proponuje jeździć „wolniej i rozważniej”

Zdaniem mieszkańców, którzy poprosili „Twój Głos” o interwencję, zakręt jest niebezpieczny. Ludzie utyskują też na brak przejścia dla pieszych. A, że ruch jest spory, jest ono niezbędne. Najbliższe znajduje się ok. 200 metrów dalej, koło sklepu przy skręcie na ul. Grunwaldzką. – Boję się tędy przechodzić. Było tu już kilkadziesiąt wypadków, a na początku lipca aż dwa. Często spaceruję po chodniku z córką i boję się o jej bezpieczeństwo – mówi pan Robert z ul. 1-ego Maja. Przejście pojawiło się tuż przy skręcie w Ogrodową. – Jednak szybko zniknęło – mówią miejscowi.

Uznaliśmy, że przejście dla pieszych nieopodal zakrętu nie jest bezpieczne, więc zostało ono zlikwidowane – mówi Bartłomiej Kępka, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Rykach.

„Postawić znak”

I to właśnie ten zakręt, a dokładnie mówiąc, ostry łuk spędza sen z powiek mieszkańcom. Dlatego, jak mówią nasi rozmówcy, potrzebny jest  znak ograniczający prędkość lub taki z informacją o niebezpiecznym  miejscu. – Zakrętu nie widać, więc kierowcy jeżdżą szybko. Czasami zbyt szybko i się nie wyrabiają – mówi Artur Przerwiński, który mieszka niedaleko. Wspomina zdarzenie, kiedy to kierowca wypadł z drogi i uderzył w słup. – Ten złamał się na pół i upadł na samochód – mówi. Miejscowi opowiadają też o kraksie, do której doszło w czerwcu. Kierowca jednośladu jechał zbyt szybko i uderzył w auto. Na szczęście nic nikomu się nie stało. To, że jest tu niebezpiecznie potwierdza też pan Robert. Opowiada, że stara się omijać zakręt „szerokim łukiem”.  Zwykle chodzi na spacer z dzieckiem w przeciwnym kierunku, w stronę ulicy Polnej.

Na ul. 1-ego Maja w 2016 roku doszło do dwóch kolizji drogowych, natomiast w 2015 do jednej – mówi podkom. Jacek Wójcik, rzecznik ryckiej policji.  Jeśli chodzi o wypadki, to w ostatnich dwóch latach nie było żadnego. Rozbieżności między policyjnymi statystykami, a tym, co twierdzą mieszkańcy mogą wynikać z tego, że nie wszystkie są odnotowywane. W razie kraksy kierowcy nie zawsze wzywają na miejsce stróżów prawa.

„Lądowania w rowie”

Problemem numer trzy jest to, że na poboczu znajduje się ponad metrowy rów, w którym płynie woda. Tam też „lądują” samochody, które nie mogą wyhamować. – W tamtym roku dwóch młodych mężczyzn jechało z prędkością prawie 100 km/h. Nie zauważyli zakrętu, wpadli w poślizg i wylądowali w rowie – opowiada pani Anna, mieszkanka Dęblina.

– Mieszkam tu od dawna. Pamiętam wypadek, który miał miejsce w latach 70 – tych. Znajomy wpadł do rowu. Jechał „Warszawą”. Samochód  trzeba było zezłomować – dodaje Witosław Wiesław.

Mieszkańcy mówią, że najgorzej jest w zimie. Kiedy nawierzchnia jest pokryta lodem i śniegiem, na zakręcie ciężko się wyrobić. – Dochodzi do stłuczek. Samochody nie raz „nurkują” w rowie. Nie zostawiam wtedy auta na poboczu, bo boję się, że ktoś w niego uderzy – oznajmia Agnieszka Kuźlik.

Trzeba zwolnić

Jak mówi dyrektor Bartłomiej Kępka, nie ma idealnego rozwiązania. – Postawienie znaku niczego nie zmieni. Można by było postawić ograniczenie prędkości do 30, ale uważam, że to utrudniałoby życie kierowcom, bo płaciliby mandaty za prędkość. Proponuję, aby jeździli wolniej i rozważniej – zachęca szef ZDP.

– Policja apeluje o rozwagę i zachowanie zdrowego rozsądku na drodze. Pamiętajmy, że pośpiech jest złym doradcą i starajmy się bezpiecznie dojechać do celu – podsumowuje Wójcik.

 

komentarz »
  1. f4 7 października 2016 06:44 - Odpowiedź

    Jak by potrafili jeździć i mieli mozgi, to by nie lądowali w rowie.

Napisz komentarz »