Aktualności, Historia

Kara śmierci dla dęblińskiego oprawcy. Zastrzelił ośmiu Żydów

Opublikowano 15 stycznia 2019, autor:

Jerzy Stando ps. „Donast” i Jerzy Kopeć ps. „Pećko” dostali rozkaz śledzenia zwyrodniałego kolaboranta – Czesława Grabarczyka szefa policji kryminalnej „kripo”

Wyrokiem wojskowego sądu specjalnego został on skazany na śmierć. W wykazie AK kolaborantów Obwodu Puławskiego znajduje się zapis ze sprawy Grabarczyka. Charakterystyka skazanego: renegat, pijak, zwyrodnialec, torturuje Polaków przy badaniach, chętnie rozstrzeliwał Żydów i Polaków. U matki miał skład futer ściągniętych z żydowskich trupów.

Urzędnik gminy Ryki Edmund Doliński we wspomnieniach tak opisuje tego zwyrodnialca: „…Grabarczyk kazał wyprowadzić z aresztu gminnego w Rykach ośmiu Żydów, którzy zbiegli z transportu do Treblinki i zastrzelił ich na dziedzińcu: Grabarczyk wszystkich zastrzelił i przyszedł do nas do biura na pogawędkę. Pytaliśmy dlaczego to zrobił i czy zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie za to mogą go spotkać. Powiedział, że zdaje sobie z tego sprawę…”.

„Donast” i „Pećko” na zmianę śledzili ruchy Grabarczyka. Ustalili, że lubi wieczorami zachodzić i zabawiać się z mieszkanką Starówki z ulicy Staromiejskiej nr 41, panią P.

Rozkaz zlikwidowania Grabarczyka otrzymała grupa wypadowa AK z Dęblina w składzie: dowódca – Edmund Kotyza ps. „Grot”, Jerzy Stando ps. „Donast”, Jerzy Kopeć ps. „Pećko”, Józef Popis ps. „Marcel”, Zdzisław Mikulski ps. „Szczepa” i Józef Pasek ps. „Czart”. Tak relacjonuje przebieg akcji Stando. Miał wówczas 19 lat. „9 marca 1944 roku, godzina 16.30. Widzę idącego ulicą Warszawską Grabarczyka. Mija rynek i skręca w ul. Staromiejską do masarni Kobuszyńskiego. Czekam około godziny. Wychodzi. Idzie dalej Staromiejską i wchodzi do zaprzyjaźnionego domu”. O pojawieniu się Grabarczyka „Donast” zameldował „Grotowi”. Było już późno. Zbliżała się godzina policyjna, nie było czasu na powiadomienie starszych żołnierzy. „Grot” podjął decyzję o wykonaniu wyroku z „Donastem”. Wzięli z domu „Grota” visa oraz parabellum i ruszyli. Po drodze spotkali „Pećko”.

Pada twarzą na ziemię

„Jest ciemna, dżdżysta noc. Przykucnęliśmy pod płotem około pięć metrów od mieszkania. Strzelać będzie „Grot”. Mijają dwie godziny. Nerwy napięte do ostateczności. Słyszymy skrzypienie drzwi. Wychodzi. Staje w progu z gołą głową, bez jesionki, stoi nieporuszony, przyzwyczaja wzrok do ciemności. Dotykam, jak było umówione ramienia „Grota”. Ten z visa gotowego do strzału oddaje serię. Mierzy w głowę, cały tułów, aż do nóg. „Grot” strzela, a Grabarczyk rusza w naszym kierunku, sięga do tylnej kieszeni spodni. Podnoszę pistolet, by strzelać, ale to już niepotrzebne. Grabarczyk pada twarzą na ziemię, tuż przy naszych nogach.

Wyrok wykonany. Trzeba zabrać jeszcze dokumenty i broń. Nadchodzi „Pećko”. Wycofujemy się przez ogrody na łąkę. Czekamy 15 minut. Wokół panuje cisza. „Grot” daje rozkaz rozejścia się do domów”.

Partyzant – naukowiec

Życie okupacyjne toczyło się dalej. Czasami zdarzały się dziwne sytuacje. Jerzy Kopeć pamięta, że w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia w 1943 roku wieczorem pod oknem ich domu na Starówce stanęła grupka żołnierzy Werhmachtu. Matka Jurka kazała mu zaprosić dwóch Niemców do świątecznego stołu. Z ociąganiem weszli, bardzo dziękowali za zaproszenie, a kiedy zapłonęły świeczki na choince zaczęli śpiewać kolędy.

Po wyzwoleniu Kopeć pracował w warsztacie elektrotechnicznym u Iwańca na ulicy Warszawskiej. W 1948 roku został słuchaczem Wojskowej Technicznej Szkoły Lotniczej w Bornerowie k. Warszawy, ale za przynależność do Armii Krajowej został wydalony. Cudem udało mu się kontynuować zainteresowania techniczne studiując na Politechnice Warszawskiej. Potem zrobił doktorat i habilitację w Instytucie Biologii Doświadczalnej w Warszawie. Był właścicielem kilku patentów za wynalazki. Opublikował ponad 300 prac naukowych.

Zmarł w wieku 84 lat.

 

Tadeusz Opieka

Napisz komentarz »