Społeczeństwo

Na Jasnej Górze zapomina się o bólu, wysiłku i zmęczeniu

Opublikowano 25 lipca 2012, autor: Agata Szarek

Nieważny trud i zmęczenie. Najważniejsze, by podziękować za to, co się ma i prosić o więcej. Ci co w tym roku chcą się pokłonić Pani Jasnogórskiej już czynią przygotowania.

Idą by prosić, idą by dziękować

Różne cele przyświecają pątnikom, którzy wyruszają w 11-dniową drogę. – A ileż jest do podziękowania Bogu. Tego nawet wyrazić nie potrafię – mówi Marianna Mateńka,  która na Jasną Górę będzie szła trzeci raz, podobnie, jak jej 3 koleżanki z Grabowa Szlacheckiego. – Jest za co dziękować, że wszystkie dzieci są zdrowe – dodaje Halina Gajaszek.

Większość z moich rozmówczyń po raz pierwszy wyszła na pielgrzymkowy szlak, gdy parafia Okrzeja zaczęła organizować grupę pielgrzymkową. – Miałam chorą mamę. Prosiłam Matkę Bożą, żeby się nią zaopiekowała, bo bardzo cierpiała. Obiecałam, że jeśli przejdę na emeryturę, to w podziękowaniu pójdę do Częstochowy. Mama zmarła, a ja postanowiłam spełnić obietnicę. Nie wahałam się ani chwili – opowiada Barbara Pioterczak. – U mnie to była spontaniczna decyzja. Zdecydowałam się iść na kilka dni przed wyjściem pielgrzymki – wspomina pani Halina. – Mnie namówiły koleżanki. Spytały, czy o tym nie myślałam. Owszem myślałam i w końcu się zdecydowałam – dodaje pani Marianna.

Tylko Jadwiga Gajaszek wyszła na pielgrzymi szlak więcej razy. Tegoroczna pielgrzymka będzie jej już czwartą.  Kiedyś chodziły moje dzieci. Odprowadzałam je do Dęblina. 4 lata temu dzieci mnie namówiły. Zdecydowałam się. Jestem z tego bardzo zadowolona – opowiada pani Jadwiga.

Nie jest łatwo, a chęci są najważniejsze

Jednak z chęciami różnie bywa. – Raz sobie myślę, jak bardzo mi się chce iść, za jakiś czas entuzjazm opada. Początkowo w tym roku miałam nie iść, ale po zastanowieniu stwierdziłam, że idę – opowiada Barbara Pioterczak. – Tam jest taki duch odpowiedni, który pociąga człowieka, że chce się iść – mówi Halina Gajaszek. – Każdego ranka idzie się z nowymi siłami – dodaje Marianna Mateńka.

Niektóre etapy liczą nawet 40 km. – Młodym jest na pewno łatwiej niż nam, ale idąc w grupie nie jest źle. W grupie siła. Mając przy sobie rówieśników jest raźniej – stwierdza pani Halina. – Muszę się pochwalić, że w tamtym roku nie miałam ani jednego bąbla na nodze. Jak na tak długą trasę to rzadko się zdarza – mówi Marianna Mateńka.

Pątniczki wyliczają, co jest niezbędne podczas pieszej wędrówki. Wiedzą, jak ważne są np. buty. – Zawsze trzeba mieć dwie pary. Jedne mogą się przecież zamoczyć. Powinny być one sprawdzone i wygodne. Dodatkowo niezbędne są skarpety, coś od deszczu i ubrania na zmianę, które zajmują najwięcej miejsca – wymienia pani Marianna. – Oczywiście trzeba wziąć coś do jedzenia. Ja się pożywiam zupkami chińskimi i kisielem. Po drodze też zawsze się coś ciepłego jeszcze dostanie od ludzi. Głodny człowiek nie jest – mówi pani Halina. – Dostajemy także coś do picia, jakieś ciasto, pączki. Najlepiej jesteśmy częstowani w Rykach. Za pierwszym razem wzięłyśmy nawet za dużo jedzenia. Jest teraz wiele wygód, aż za wiele, jak na pielgrzymkę – dodaje pani Barbara.

Wszystkie panie mają nadzieję, że przejdą całą trasę i 15 sierpnia staną u stóp Jasnej Góry. – Pierwszego roku łatwiej było iść, bo nie wiedziało się, gdzie są postoje. Za drugim razem tylko czekało się na nie i myślało o nich – mówi pani Halina. – A będąc już na Jasnej Górze zapomina się o bólu, wysiłku i zmęczeniu. Samo wejście na Jasną Górę to jest coś pięknego.

Tego życzymy wszystkim naszym pielgrzymom.

Napisz komentarz »