na sygnale

Bierze na siebie winę za nocną ucieczkę przed policją

Opublikowano 17 listopada 2015, autor: Łukasz Prusak

– Spanikowałem, gdy zobaczyłem radiowóz. Chciałem uciec – zeznał przed sądem C.J. Twierdzi, że kierował autem należącym do byłego radnego R.S. podczas nocnej ucieczki po Rykach

Przed sądem 12 listopada odbyło się kolejne posiedzenie, w którym obwinionym jest R.S., były radny i kandydat na burmistrza Ryk. Policja postawiła mu 11 zarzutów w związku z nocną ucieczką ulicami miasta, do której doszło 17 kwietnia. S. od początku nie przyznawał się do winy pomimo, że rozpoznało go sześciu policjantów biorących udział w pościgu. Linia obrony byłego samorządowca jest taka, że autem feralnego wieczoru kierował znajomy murarz. Bez wiedzy właściciela wziął jego terenowego nissana.

To właśnie zeznania pana J. były najważniejszym punktem ostatniego posiedzenia. Na sale rozpraw wszedł mężczyzna w wieku ok.35 lat ubrany w skórzaną kurtkę, ciemne dżinsy i szare, sportowe buty. Krótkie czarne włosy i niezbyt długa broda. Wyglądał na zestresowanego. Odpowiadał zdawkowo, ale konkretnie.

Kluczyki w stacyjce 

J. przyjechał na posesję S. ok. 19. Miał z właścicielem ustalić szczegóły w sprawie wymurowania grilla. S. się spieszył, więc rozmowa była krótka. Kiedy opuścił posesję i, jak zeznał wcześniej, pojechał do znajomego do Garwolina, J. został sam. W między czasie z domu wyszła też żona S. J. czekał na kolegę, który miał go zawieźć do domu do Kleszczówki. Nie byli jednak umówieni konkretnie. Kompan coś długo się nie pojawiał. J. się nudził. Stwierdził, że chce sobie zapalić. Skończyły mu się papierosy. Niewiele myśląc siadł za kierownicę nissana terrano należącego do właściciela posesji i ruszył na przejażdżkę.

S. często zostawiał kluczyki w stacyjce. Tak było i tym razem. Murarzowi nie przeszkadzał fakt, że nie ma prawa jazdy, a jedynie kurs ukończony w 1998 roku. Nie krępowało go też to, że na co dzień nie jeździ samochodem. Tym razem pojechał. Najpierw ulicą Przemysłową, potem w kierunku Staw, przez tory i do ronda. Skręcił w Żytnią i na Warszawską. Tu zauważył, że ktoś go śledzi. Skręcił więc w prawo, w ul. Przemysłową. Tajemnicze auto jechało dalej więc wjechał w polną drogę.

Jazda wężykiem

Tak naprawdę nikt nie śledził kierowcy nissana. Jechał za nim ojciec z żoną i dziećmi. To przypadkowy człowiek, którego zaniepokoiło, że kierowca nissana jedzie niemal całą szerokością jezdni. – Wyglądało to tak, jakby był pijany, albo miał atak cukrzycowy. Jechał wężykiem  – zeznał przed sądem świadek. To on wezwał policję, a potem wskazał funkcjonariuszom miejsce, gdzie nissan wjechał w pola. J. twierdził, że chciał skrótami dostać się do domu w Kleszczówce. Kiedy ponownie wyjechał na ul. Przemysłową zobaczył niebieskie światła radiowozu. Spanikował i zaczął uciekać. Dopytywany przez oskarżyciela (policjanta) ile radiowozów go ścigało nie potrafił powiedzieć precyzyjnie. Wydawało mu się, że dwa. A tak naprawdę – trzy. Nie umiał również wskazać, jakiego rodzaju były to auta: osobowe, terenowe, czy typu bus. Na pewno zapamiętał osobówkę.

Nie mówił natomiast nic o tym, że omal nie spowodował zderzenia z osobówką jadącą od strony Dęblina. Do tragedii nie doszło tylko dlatego, że jej kierowca ostro hamował. Policjanci zeznali, że w czasie ucieczki prowadzący nissana najeżdżał na chodnik i nie zatrzymał się na „stopie”. Omal nie staranował radiowozu, który zagrodził mu drogę. O tym pan J. też nie powiedział.

Po lekturze „Twojego Głosu”

Po tym, jak dał drapaka przed policją ukrył się w pobliskich lasach. Kiedy zorientował się, że jest już „bezpieczny” zatrzymał auto. Był zestresowany i spanikowany. Kiedy trochę ochłonął postanowił odprowadzić nissana na posesję właściciela. Zrobił to po cichu wjeżdżając na wyłączonych światłach. Było już koło północy. Potem wrócił do domu. Nie powiedział jednak jak. Pytany przez sąd, czy tego dnia coś pił – zaprzeczył. Powiedział też, że nikomu nie chwalił się swoim wyczynem. Bał się przyznać.

Zrobił to dopiero po drugim artykule w „Twoim Głosie” opisującym całą sprawę. Poszedł do S., żeby mu o wszystkim powiedzieć i go przeprosić.

Sąd zdecydował, że trzeba skonfrontować zeznania pana J. z tym co powiedzieli w postępowaniu  policjanci. Zeznania złoży jeszcze znajomy S., u którego były radny miał przebywać 17 kwietnia wieczorem. Kolejne posiedzenie sądu zaplanowano na 16 grudnia.

 

Napisz komentarz »