Historia

Pranie w rzece i obiad z jednego garnka

Opublikowano 09 grudnia 2015, autor: Łukasz Prusak

Żyło się wolniej i spokojniej. O tym, jak wyglądało przed wojną zwykłe życie na wsi opowiada kronika Ułęża przygotowana przez panie z Koła Gospodyń Wiejskich. Przytacza m.in. wspomnienia Marty Lewandowskiej

Dom

Czasem na jednej posesji stały po trzy chałupy. Jedna należała do dwóch rodzin. Wspólna była sień. Zwykle były to chałupy jednoizbowe. Obok trzymano zwierzęta gospodarskie. W izbie mieszkalnej stały drewniane łóżka, siennik wypchany sianem. Bywało, że na łóżkach spały po trzy osoby. Ścielone były lnianymi prześcieradłami tkanymi na krosnach.

Kiedy w łóżku pojawiło się robactwo: wszy, pluskwy, karaluch wynosiło się posłanie na dwór i polewało wrzątkiem. Dla odkażenia całe chałupy były bielone.

Stół stał przy oknie. Obok ława, na której siadali domownicy. Na ścianach wisiały obrazy świętych. W oknach stały pelargonie, a w rogu był piec chlebowy. Był też kufer, w którym trzymało się odświętne ubrania. Bywały np. kufry bogato zdobione. Ale to już zależało od statusu majątkowego rodziny. Środek oświetlała lampa naftowa.

Chleb i świniobicie

Jedzenie było skromne. Gotowało się z tego co wyrosło na polu. Były kasze, barszcz, kluski skubane, groch, kapusta. Gotowano gruszczankę, jabłczankę, kartofle w mundurkach i kapuśniak. Mięso było od święta. Jadła cała rodzina. Siadała przy ławie. Gospodyni stawiała jeden garnek z barszczem, drugi z kartoflami. Wszyscy jedli drewnianymi łyżkami z jednego. Samemu też piekło się chleb. Rozrabiało się zakwas i zostawiało na noc. Potem dolewało się wody i dosypywało mąki. Kiedy tej było za mało dorzucało się gotowane ziemniaki. Chleby rosły duże – takie po 3,5 kilo.

Mięso pozyskiwało się z uboju. Jak wspomina Marian Sulej, zabitego świniaka na przykład skrobało się w chałupie. Były takie specjalne koryta. A ile było pary w chałupie. Jelita też czyściło się w chałupie. Dużo było przy tym smrodu.

Pranie

Pranie odbywało się najpierw w domu w „potocce”. Było to coś na kształt beczki. U góry była szersza, a na dole węższa. Stała na trzech nogach. Na dole wywiercona była dziura. Wtykało się tam słomę. Do „potocki” wkładało się ubrania posypywało popiołem z drewna i zalewało wodą. To stało przez dzień i noc. Rano odtykano słomę i woda zlatywał .Ubrania brało się nad rzekę i tłukło kijami. Zimą czynność tę robiło się w przeręblach

Ubiór

Sadziło się len, moczyło w Wieprzu, międliło, suszyło i czesało. Z utkanego materiału szyło ubrania.

Panie ubierały się w lniane koszule i marszczone spódnice. W chłodne dni zakładało się grube wełniane chusty z frędzlami. Przed 1940 rokiem w Ułężu popularne były majtki z klapą. Tył był zapinany na guziki. W razie potrzeby można go było rozpiąć.

Panowie zimą ubierali dłuższe i krótsze kożuchy i czapki. Buty z cholewami robił na zamówienie miejscowy szewc. Na co dzień nosili też lniane koszule. Inne były do pracy w gospodarstwie, a inne do kościoła.

Wesele

Było zazwyczaj organizowane w domu panny młodej. Jeżeli chałupa była jednoizbowa, jadło się w środku, a tańce odbywały się u sąsiada. Do domu młodej znoszono różne ławy i stoły z całej wsi. Jedzenie było skromne. Królowała kasza gryczana z okrasą, chleb, placek drożdżowy, pierogi, duszona kapusta no i domowej roboty gorzała.

 

Artykuł powstał dzięki współpracy z Publiczną Biblioteką Powiatową i jej dyrektorem Wojciechem Niedziółką. Dziękujemy.

Napisz komentarz »