na sygnale

Sąd: Ktoś tu kłamie. Albo pan, albo policjanci

Opublikowano 22 grudnia 2015, autor: Łukasz Prusak

– Kidy pan farbował włosy? – zapytał sąd pana J., murarza z Kleszczówki, który bierze na siebie winę za nocy rajd ulicami Ryk. Obwinionym jest pan S. były radny i kandydat na burmistrza

Pytanie może na pierwszy rzut oka dziwne jest szalenie ważne. J., który zazwyczaj ścina się na „zero” oraz nie nosi brody ani wąsów ostatnio zapuścił włosy i zarost. Jasną blond czuprynę nawet ufarbował. Jak zeznał przed sądem, ostatnio kolor położył dwa tygodnie temu. Efekt? Jest teraz bardzo podobny do obwinionego byłego samorządowca, któremu policja postawiła 11 zarzutów z kodeksu wykroczeń. Panowie mają po ok. 180 cm wzrostu, ciemne włosy i zarost. U obu wąsy i krótkie brody są niemal identycznie przystrzyżone oraz uformowane. Na rozprawie 16 grudnia J. pojawił się w ciemnych dżinsach, sportowych, ciemnych butach i skórzanej czarnej kurtce. Czekała go konfrontacja z policjantami. Sąd porównywał zeznania.

Policjanci widzieli kierowcę

Sześciu stróżów prawa, którzy brali udział w pościgu za kierowcą terenowego nissana 17 kwietnia wieczorem rozpoznało R. S. To ich zeznania obciążają byłego samorządowca. Przypomnijmy. Ok. godz. 21 policjanci zostali wezwani przez przypadkowego świadka. Mężczyzna informował, że widział, jak ulicami Ryk jeździ terenowy nissan, którego kierowca może być pod wpływem alkoholu. Miał na to wskazywać styl jazdy. Dyżurny skierował trzy patrole. Na ul. Przemysłowej zaczął się pościg. Nissan uciekał w kierunku ul. Słowackiego. Kierowca nie reagował na wezwania do zatrzymania. Omal nie spowodował zderzenia z osobówką jadącą od strony Dęblina. Jej kierowca ostro hamował. W czasie ucieczki prowadzący nissana mężczyzna najeżdżał na chodnik i nie zatrzymał się na „stopie”. Omal nie staranował radiowozu, który zagrodził mu drogę. Potem uciekł w pola. Policjanci twierdzą, że w czasie pościgu były momenty, w których widzieli twarz R. S. za kierownicą terenówki.

„To ja wziąłem auto”

Obwiniony od samego początku nie przyznawał się, że prowadził samochód. Linia obrony byłego samorządowca jest taka, że autem feralnego wieczoru kierował murarz. On zaś odwiedził znajomego w Garwolinie. Murarz – pan J. – bez wiedzy właściciela wziął nissana. Z jego wersji dowiadujemy się, że kiedy S. nie było już na podwórku, wziął bez pytania auto i ruszył po papierosy. Kluczyki były w stacyjce. Murarzowi nie przeszkadzał fakt, że nie ma prawa jazdy, a jedynie kurs ukończony w 1998 roku. Nie krępowało go też to, że na co dzień nie jeździ samochodem. Tym razem pojechał. Najpierw ulicą Przemysłową, potem w kierunku Staw, przez tory i do ronda. Skręcił w Żytnią i na Warszawską. Tu zauważył, że ktoś go śledzi. Skręcił więc w prawo, w ul. Przemysłową. Tajemnicze auto jechało dalej więc wjechał w polną drogę. Za chwilę pojawiły się radiowozy.

Konfrontacja zeznań

Sąd bada, kto mówi prawdę, i która wersja wydarzeń jest zgodna z rzeczywistością. Dlatego też w środę skonfrontował zeznania C. J. z tym, co mówią policjanci. Zeznawało trzech z sześciu stróżów prawa. Pierwszy potwierdził, że za kierownicą terenówki siedział obwiniony, a nie świadek.

Widziałem go przez kilkanaście sekund podczas pościgu, kiedy byliśmy zrównani samochodami – wyjaśnił funkcjonariusz. Dodał, że dobrze zna pana S., bo dwa tygodnie wcześniej widział się z nim na komendzie przy okazji sprawy kolizji, którą S. spowodował. Drugi policjant także nie miał wątpliwości, że to były radny uciekał nissanem przed pościgiem. Na „sto procent” potwierdził, że był to pan.S. Trzeci funkcjonariusz zeznał identycznie. Powiedział jeszcze, że na pewno się nie pomylił. Widział twarz pana S., bo w czasie pościgu świecił w jego stronę latarką. Sąd dopytywał świadka J., skąd bierze się rozbieżność w zeznaniach jego i policjantów. J. powiedział, że być może funkcjonariusze zasugerowali się tym, że jechał on samochodem, którego właścicielem jest S.

Ktoś tu kłamie. albo policjanci, albo pan – powiedziała prowadząca posiedzenie sędzia Ewa Kościuk. – Jaki interes mieliby policjanci w tym, żeby wskazywać na obwinionego – dopytywała świadka. – Nie wiem – usłyszała w odpowiedzi.

Ja nie mam żadnego interesu, ani prywatnego, ani zawodowego, żeby obwiniać pana S. – powiedział jeden z funkcjonariuszy.

Znajomy i bilingi

Przed sądem w środę zeznawał jeszcze jeden świadek, który miał potwierdzić wersję przedstawioną przez byłego radnego. To jego 34-letni znajomy z Garwolina, u którego S. miał gościć 17 kwietnia wieczorem. Dokładnie wtedy ulicami Ryk przed policją miał uciekać pan J. Znajomy potwierdził, że S. był u niego wieczorem. Nie potrafił jednak wskazać dokładnej daty tej wizyty. Określił tylko, że odbyła „w połowie kwietnia”. Trwała od 10 do 20 minut i dotyczyła wyjazdu do Niemiec. Sąd będzie badał jeszcze bilingi rozmów wychodzących i przychodzących z telefonu pana S. Kolejną rozprawę zaplanowano na 14 stycznia.

 

Napisz komentarz »