Poświęcił straży kawał życia
Opublikowano 19 kwietnia 2016, autor: Magdalena Grzelak
Marian Graczyk jest prezesem OSP Ułęż od 22 lat. – On to kocha – mówi jego żona Teresa
– Chciałbym, żeby ludzie dobrze mnie zapamiętali – mówi pan Marian. Poświęcił straży kawał życia. Prezesem jest od 1994 roku. Mówi, że często nie ma czasu na życie prywatne, bo działania w jednostce pochłaniają mnóstwo energii. Potwierdza to żona pana Mariana. – Mąż od lat obracał się wśród młodzieży, bo był nauczycielem. Bałam się, że jak przejdzie na emeryturę, będzie się nudził, ale tak nie jest – mówi Teresa Graczyk. Żartobliwie narzeka, że kiedy trzeba coś zrobić w domu, mąż nigdy nie ma czasu. – Poświęca się staży. Ale nie mam mu tego za złe. Cieszę się, że ma hobby. Wiem, że on to kocha – mówi pani Graczyk.
Przyszłość należy do młodych
– Pamiętam, że jak zostałem prezesem, od razu wzięliśmy się za szycie sztandaru – wspomina Marian Graczyk. Strażacy dostali go na dożynkach.
Dzisiaj mają już własne mundury, strażnicę i specjalistyczny sprzęt. Ale oprócz tego marzą też o zakupie nowszego wozu bojowego. Bo ich stary Żuk nie ma zbiornika na wodę. Po za tym jest już dość wysłużony.
Graczyk przekonuje, że przyszłość straży to młodzi. – Wierzę, że siła jest głównie w młodych, dlatego powinni włączać się w życie naszej „małej ojczyzny”. Marzy mi się, żeby jak najwięcej było ich w straży – przyznaje prezes. Na szczęście drużyna młodzieżowa w ułęskiej jednostce jest aktywna. Często wyjeżdżają na zawody sikawek, czy szkolenia z ratownictwa medycznego. – Szkolimy ich także na miejscu, Młodzież uczy się na fantomie, a wskazówek udziela Piotr Kulikowski, który jest ratownikiem medycznym – opowiada pan Marian.
Graczyk interesuje się historią lokalnych jednostek OSP. W domowym archiwum ma wiele zdjęć, książek i dokumentów o strażach. Między innymi legitymacje z 1947 roku. – Dobrze byłoby stworzyć kronikę, ale na to potrzeba wiele czasu i materiałów – mówi pan Marian.
Jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej w Ułężu powstała w 1924 roku. – Tak mówią starsi ludzie, jednak nigdzie nie jest to udokumentowane – mówi pan Marian. Wtedy straż nie miała własnego budynku, ani samochodu. – Do pożaru strażacy jeździli koniem i wozem. Nie było też telefonów, wiec nikt nie mógł poinformować o pożarze. Strażacy jechali wtedy, gdy widzieli łunę ognia lub dym – tłumaczy.
Z biegiem lat powstała strażnica, najpierw w centrum Ułęża, a potem przy głównej ulicy. Tu mieści się do dziś.
Remonty i samochód
W 2004 roku strażacy z Ułęża kupili bojowego Żuka, który służy im do dzisiaj. Potem udało się wyremontować salę główną i zakupić stoły i krzesła do świetlicy. Wszystko kosztowało 13 tys. zł. Teraz w planach jest zmiana sufitów, drzwi i malowanie w dwóch pomieszczeniach. Dodatkowo w garażu planowane jest nowe oświetlenie.