Aktualności

35 km ekstremalnej przygody w milczeniu i zadumie

Opublikowano 29 marca 2018, autor: Magdalena Grzelak

Walka z samym sobą i przezwyciężanie bólu. Wszystko po to, by w czasie marszu spotkać i lepiej poznać Jezusa Chrystusa. Byłam na dęblińskiej Ekstremalnej Drodze Krzyżowej

Najtrudniej jest dzień po. Kiepsko się czuję. Wstaję i idę przywitać się z rodzicami. Nagle robi mi się ciemno przed oczami. Osuwam się po ścianie i tracę przytomność. Budzę się na łóżku. Czuję każdy centymetr ciała. Głowę mam jak z kamienia. Nie mogę ruszyć ręką. Ciśnienie 90/40. Nogi bolą, Nie mogę ich wyprostować. Nie żałuję jednak ani jednego kilometra. Cały czas „góra” nade mną czuwała. Wszyscy dookoła także wspierali mnie modlitwą.

 

„Dotaskać” krzyż do celu

Pytam uczestników o ich przeżycia. Dorota Stosio z Sobieszyna stanęła na szlaku EDK po raz drugi. Za pierwszym razem chciała się sprawdzić. – Nie byłam świadoma, że będzie tak ciężko. Kiedy rok temu stanęłam u progu Matki Bożej Kębelskiej, wiedziałam, że EDK wpisze się na stałe w przeżywanie Wielkiego Postu. Wówczas trasa wiodła z Puław do Wąwolnicy. To 41 km. Pokonałam ją w 13 godzin – opowiada. W tym roku towarzyszyła Natalia Wawer. – Większość czasu maszerowałyśmy w milczeniu. Tym razem lepiej się przygotowałam duchowo i dziękuję Bogu, że pozwolił mi resztkami sił „dotaskać” krzyż do celu. Zajęło mi to 10 godz. i 16 min. Wiem, że nie wszystkim się udało, bo trasa była wymagająca szczególnie odcinek leśny od Staw do Brzezin – dodaje.

Nie wszystkim udało się dojść do końca. Pani Dagmara z Dęblina wspomina EDK jako doświadczenie cierpienia i bólu. – Musiałam wycofać się, razem z koleżanką przy VI stacji. Zrobiły mi się odciski na stopach, bolały mnie biodra, kolana i kostki. Każdy krok sprawiał okropny ból, a mięśnie bolały – wspomina. – Kiedy klękałam przy ostatniej z moich stacji rozłożyłam pazłotko po kanapce, żeby ulżyć kolanom. W międzyczasie piłam herbatę. W drodze nie było na to czasu. Tępo było szybkie – dodaje. Pani Dagmara mówi, że przed EDK modliła się o prawdziwe przeżycie drogi. – Jezus pokazał mi co czuł, kiedy był biczowany i poniżany. Doznał niewyobrażalnego bólu. Ja też cierpiałam. To była moja droga krzyżowa, ale wiem, że pójdę ścieżką Pana też za rok – kończy.

 

Anioł na drodze   

Mi też się nie udało. Ostatni odcinek własnej drogi to trasa w Rokitni. Zostaję sama z Jagodą, koleżanką z pracy. Moja grupa ruszyła do przodu. Robię pierwszy dłuższy odpoczynek na przystanku autobusowym. Jak dobrze usiąść i chodź przez chwilę się rozluźnić. Daję spokój strudzonemu ciału. 5 minut odpoczynku. Ruszam powoli dalej. Jest 2. w nocy. W oddali słychać szczekanie psów. Większość ludzi śpi, a ja czuwam i rozważam. Na jednej z posesji stoi starsza kobieta. Mówi, że będzie się za nas modlić, aby starczyło sił. Obiecuję jej to samo. Myślę, że to był mój Anioł. Przechodzę przez asfaltową drogę wśród wysokich topoli. Nie widzę końca. Drzewa ciągną się w bezkres. Czuję, że nie dam rady, ale walczę sama ze sobą. Nie poddaję się. Coraz bardziej doskwiera mi lewe kolano. Jagoda ma podobne problemy

 

Więcej w aktualnym wydaniu „Twojego Głosu”

Napisz komentarz »